Skip to main content

PIĄTEK WIECZÓR

Wracam do domu z konsultacji… jest 17:00. Mam ochotę na odrobinę relaksu. Akurat świetnie się składa, że w weekend nie mam żadnego kursu, więc tym bardziej cieszę się, że to już piątek. Wchodzę do domu. Witają mnie moje psy. Klocek już trochę zniecierpliwiony, bo jestem około godziny później niż zwykłam wracać, więc pewnie chce mu się już bardzo siku. Nuka jak zawsze biega wokół mnie zadowolona.

Ciekawe bo po raz pierwszy mam wrażenie że to Klocek jest bardziej zniecierpliwiony od Nuki i pcha się pierwszy do drzwi, podczas gdy Nuka ze spokojem znosi zakładanie szelek. Wysypujemy się z chaty i idziemy na pola. Jest bardzo fajnie. Słońce, lekki wietrzyk. Nuka ładnie idzie na lince i wcale się nie szarpie…. Klocek czochra się w trawie. Ech…. znów będę wyciągać mu z ogona tabuny kleszczy. …ale nie zabronię mu tego. Wiem jak bardzo to lubi. Trudno! Coś za coś… Już dawno podjęłam decyzję że nie będę uciekać przed kleszczami, unikać łąk czy lasów i chodzić po betonie, żeby tylko psy niczego nie złapały…. Wybieram szczęście moich psów, z fajnego spaceru w miejscu, w którym jest przestrzeń, spokój, zero samochodów po horyzont i minimalna liczba ludzi i obcych psów. Krótko mówiąc – święty spokój!

I rzeczywiście spacer jest wyjątkowo przyjemny. Chociaż mam Nukę na lince, ona się nie wyrywa. Biega sobie wesoło, nawet gdy Klocek łapie jakiś ciekawy trop. Biegnie kawałek do niego ale zaraz do mnie wraca…. „Jak miło!” myślę sobie i obserwuje jak moje psy wracają spokojnie do domku, ogon w ogon…. „Wyjątkowo miło…. i spokojnie”.

Po spacerze krótkie czesanie by wyłapać choć część kleszczy…. dochodzi 18.00 więc już najwyższy czas na kolację… Daję psom surowe mięsko wołowe, trochę świeżych żołądków i warzywka. Klocek wciąga miskę w ułamku sekundy i patrzy na Nukę, którą dziś, coś mięsko kuje w ząbki… Nuka wyjmuje z miski kawałek mięsa, chwilę żuje, wypluwa i odchodzi od miski… potem wraca, wącha i dalej stoi, patrząc się na mnie z miną….„Chyba nie mam ochoty na jedzenie”. Muszę tu nadmienić, że Nuce zdarzały się takie zachowania, choć niejadkiem była tylko, gdy jadła suchą karmę. Po przejściu na BARFa ZAWSZE wsuwała posiłki równie szybko co Klocek… nieraz miałam nawet problem z postawieniem miski, bo próbowała przechwycić ją jeszcze z mojej ręki, skacząc jak na sprężynce wokół mnie. Zdziwiło mnie więc to zachowanie i wtedy przypomniała sobie, że rano też nie dokończyła warzywek…. które zwykle zjadała.  Nic to… trudno. ” Nie chcesz? nie jedz….!”…..

Klocek błagalnym wzrokiem pyta: „Mogę za nią dokończyć?”… :-)))))))) – OK! Wsuwaj!…. W tym czasie Nuka idzie na kanapę (nie biegnie), zwija się w kłębek i zasypia…. Jak na Nuczkę, mały wulkanik energii, tuptający po domu i zaglądający w każdy kąt kuchni w poszukiwaniu czegoś do przekąszenia, to ciekawe że tak sobie leży…… Kręcę się po kuchni. Wyjmuję zakupy i wkładam je, to do lodówki, to do spiżarni. Takie czynności, Nuka ignoruje bardzo rzadko. Zwykle zrywała się i drepcząc, szybciutko przybiegała sprawdzić czy nie wyjmuję czegoś dla niej.

Należy tu dodać, że moje psy są prawdziwymi mistrzami w zdobywaniu smacznych kąsków. Każdy kto mnie odwiedza lub kogo odwiedzam z moimi psami, zostaje bezwiednie wkręcony w łańcuch zachowań kończących się podaniem smaczków moim psom :-))))) Ta sprytna manipulacja prowadzi w krótkim czasie do postania u człowieka nawyku ? Psy są zadowolone a ludzie…. no cóż… też! ciesząc się z tego że psy zwracają na nich uwagę i coś od nich chcą ? zwykle nie zgłaszają zażaleń ! :-))))))  Jednym słowem wszyscy mają ubaw :-))))))

Dziś jednak jest inaczej. Klocek wciągnąwszy dokładkę w postaci miseczki Nuki, popił kolację kilkoma łykami wody i położył się zadowolony na środku salonu. Nuka śpi……hmmmmmm.

Jedząc kolację przyglądam się Nuce. Nawet nie strzyże uszami, choć siedzę koło niej i mam jedzenie na talerzu… Mówię coś w jej stronę więc powoli podnosi głowę…. patrzy się chwilę na mnie, po czym znów zwija się w kłębek.

No dobra, dosyć tego… coś mi się tu nie podoba. Coś za dużo tego spokoju! Biorę termometr i wsadzam go Nuce w d……. ? To starej daty weterynaryjny termometr. Jeszcze z rtęcią.

Wyjmuje i ….. 39,4 °C. NO KURCZE! Nie jest dobrze! Dla pewności sprawdzam jeszcze w Googlu normę temperatury u psa… Wiadomo że psy mają wyższą… ale pow. 39 stopni, to już raczej przesada….

Bije się z myślami…. Zaczekać? Zmierzyć za godzinę? Dzwonić do weta? Kurcze!!!!!!! jest 19.00 i to piątek… kiepski czas na łapanie weterynarza…. ? Decyduje się jednak zadzwonić… Ula jest moim wetem pierwszego kontaktu…. ale niestety nie odbiera…. wysyłam więc smsa… bo może jest zajęta pacjentem…. Za pół godziny mierzę temperaturę jeszcze raz. Bez zmian. Dotykam nosa, chłodny. Nuka wstaje i zniesmaczona moimi zabiegami, odchodzi ode mnie i kładzie się w przeciwległym rogu pokoju. A niech to!….

Przed 20:00 Ula oddzwania. Mówię jej co i jak i słyszę „Jak szybko możesz u mnie być?”. Odpowiadam ze za pół godziny….  „OK! przyjeżdżaj! Poczekam na ciebie”. Dobra! Jak trzeba to trzeba. I tak się martwię, więc wieczór będzie do bani…. Jedziemy! Klocek też. Wszyscy razem, w zdrowiu i w chorobie ! :-).

Wizyta zajmuje chwilę. Ula bada Nukę. Wyłapuje szmery w płucach. Pobieramy krew do analizy. Znam się z Ulą od 9 lat. Wystarczająco dużo by sobie dobrze ufać. Klocek też załapuje się na badania. Jak wszyscy, to wszyscy ?

Ula wysyła mnie z próbkami krwi do laboratorium czynnego 24h/dobę. Sama szybciej je dowiozę. Dostaję jeszcze do domu dwie strzykawki a w nich: dawkę Imizolu (na ewentualną Babeszię) oraz lek przeciwgorączkowy, gdyby temperatura mocniej podskoczyła…

Do laboratorium na Mokotowie docieram koło 22:00. „Wyniki będą po północy, bo mamy dużo pracy.” mówi mi miła pani za ladą. Ok…..

Wracamy do domu. Nuka wyraźnie słaba. Gorączka na tym samym poziomie.

O 1:13 przychodzą badania: Babesia canisOBECNA……. F **** !%#$@

W badaniach zmienione są głównie płytki krwi, jest ich tylko 38 (norma 200-3o0), niskie leukocyty – 4,3 (norma 6-12), limfocyty – 10 (12-30). Reszta w normie… Jak na to, co babesia potrafi zrobić z krwią, to badania są prześwietne! Wyłapana we wczesnym stadium, babeszioza da się leczyć szybko i skutecznie… Niestety tu liczą się niemalże minuty. Dlatego zrywam się z łóżka i wyciągam z lodówki zastrzyk.

Przejęta, podaje Nuce Imizol… OJ! BOLI!!!! choć zastrzyk robię bardzo ostrożnie. Nuczka patrzy na mnie z wyrzutem. Widzę, że jest słaba…. no ale nie ma wyjścia…

Po zastrzyku Nuczka wstaje na chwilę…… Kładzie się z daleka ode mnie i niemal od razu znów zasypia, dysząc szybko….

Dziś śpię z psami, na dole.

SOBOTA

Budzę się rano i od razu sprawdzam co u Nuki…. temp. prawie 40 stopniu. Nos zimny jak lód… Okazuje się więc, że w czasie gorączki nos nie zawsze jest gorący… dlatego zawsze należy mierzyć temperaturę w….. hmmm…. odbycie…. ?

Nuka niewyraźna…. Wychodzimy jednak na spacer… Klocek trochę zaspany, ja zdecydowanie niewyspana, Nuczka człapie łapka za łapką…. Niezła ekipa…. spacer jest krótki i spokojny…… za spokojny….. ?

Tu nadmienię, że moja niespełna 3-letnia Nuka to Owczarek Belgijski Groenendael – żywe srebro. Mała i bardzo zwinna. Wszędzie jej pełno. Bez zbytniego problemy jest w stanie upolować kurę. Ku mojej rozpaczy, zrobiła to już 2 razy, w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Dlatego mam ją cały czas na długiej lince.

I właśnie dlatego że Nuka jest, jaka jest i…….widząc, że:

1. zamiast fruwać wokół mnie – idzie spokojnie,

2. zamiast ganiać za każdą ruszającą się trawką – idzie obok Klocka,

3. zamiast wsuwać mięsko – stoi nad nim jakby nie wiedziała co ma z nim zrobić

4. zamiast kręcić się koło mnie pod domu, kładzie się i zasypia (po 6h spania i 45 min spacerku na lince)….

…. wiem, że coś jest z nią nie tak….

Takie małe, niby nie istotne szczegóły… drobne odstępstwa od normy…. dla każdego odpowiedzialnego i kochającego swojego psa człowieka… stają się JASNYM SYGNAŁEM! UWAGA!  Nie jest dobrze!

Mam już w tym doświadczenie! Klocek miał babeszię 5 RAZY! tak, pięć! Każdą rozpoznałam bardzo szybko i dzięki temu, Klocek żyje.

Babeszioza, to choroba wywoływana przez pewnego niepozornego pierwotniaka – Babesia Canis, który jednak w organizmie robi niezwykłe spustoszenie. Atakuje czerwone krwinki i rozmnaża się w ich wnętrzu, następnie je rozsadzając….Gdy już zacznie się namnażać, robi to lawinowo, niszcząc najpierw czerwone krwinki i płytki a potem przez ich rozpad…. ważne organy: nerki i wątrobę. Jeśli nie wykryje się go i nie poda specjalnego leku, rozpędzona babeszia ZAWSZE prowadzi do śmierci psa i to w ciągu kilku dni.

Babeszia dostaje się do krwiobiegu przez ugryzienie kleszcza…. który nie musi być przyczepiony długo. Wystarczy jeden skuteczny gryz!… Mitem jest więc że kleszcz zaczyna zarażać dopiero po dobie… Oczywiście nie wszystkie kleszcze są nosicielami babesziii. Mogą kryć w sobie więcej rewelacji ale to już temat na inną opowieść…. Kleszcze przenoszą się na psa przez trawę z łąki lub skacząc z drzewa, krzewu. Są miejsca, gdzie kleszczy jest więcej ale tak naprawdę są one wszędzie… Wystarczy że przyniesie je z innego miejsca na sobie inny pies, czy kot…. Kleszcze, to tacy mistrzowie podróży na gapę…..

SOBOTA PO POŁUDNIU

Nuka odżyła!!!!!! Po porannym zastrzyku przeciwgorączkowym temperatura spadła do 38,5. Wieczorem wpadamy do Uli i Nuka jest już z powrotem sobą. Szybka, reaktywna…. wyraźnie ucieszy się na widok Uli ?

NIEDZIELA

Nuka dostaje rano jeszcze zastrzyk od Uli (sama podaje w domu). O 14.00 dokazuje na spacerze z psami moich klientów… jakby nigdy nic się nie stało…. Choć mogłaby być dziś….. o krok od śmierci…

Najbardziej charakterystyczne OBJAWY:

  • Wysoka gorączka (często przekracza 40°C)

  • apatia – pies jest smutny, spowolniony, jego reakcje są zwolnione

  • słaby apetyty lub jego brak ( to właśnie było charakterystyczne dla moich psów, które są wielkimi żarłokami)

Objawy późniejsze:

  • Ciemne zabarwienie moczu (mocz w kolorze herbaty a nawet kawy – w wyniku przedostania się do nerek zniszczonych krwinek czerwonych)

  • bladość błon śluzowych i spojówek  (anemia) a nawet ich zażółcenie (w wyniku niewydolności wątroby)

  • biegunka, wymioty

  • przyspieszony oddech, przyspieszone bicie serca (związane jest z niedoborem czerwonych krwinek co niesie ze sobą niedobór tlenu)

Na babesiozę umiera co roku bardzo dużo psów. Za dużo!

Nie bagatelizujcie objawów, zwłaszcza tych początkowych, jak apatia czy niechęć do jedzenia. W połączeniu z wysoką gorączką są wystarczającym powodem do szybkiej wizyty u lekarza weterynarii, który MUSI zalecić badania krwi na CITO! Nie dajcie się zbyć tekstem: „Proszę poczekać do jutra, jak się nic nie poprawi, to proszę przyjść” ……….bo może być za późno. Badanie kosztuje kilkadziesiąt złotych.